w smutku siedzimy przy St.Tropez na campingu
lazimy , jak te mendy , nie wiemy co ze soba zrobic
zwiedzamy palye
ten syf to camping obok , 5 gwiazdek ma podobno
wracajac , idziemy miedzy carawanami , nie po parcelach , atu nagle wyskauje takie wielkie cossss, i do nas z pyskiem , pani cieszy morde wiec zagaduje po anglicku , ze to nie powinno miec miejsca masz markize twoje 3 metry ,ale jeszcze do tego rozwinac plachte , psa na 10 metrowj linie uwiazac , to juz beszczelnosc .
Od tylu zauwazam numery , wiec sie wracam i tlumacze tej paszteowie juz po polskiemu co mialem na mysli bo ta to nie zajarzyla , no gada sie tak " Misio tempy i nie jarzy"
uwiecznilem tego Pana
(kur..wa co za bydlo)
na drugi dzien jedziemy rowerami do Porto Garibaldi
ladne miasteczko same mostki i pomosty , polapac sie trudno
ale stateczki to maja spoko
A ten koszyk juz na zawsze zostanie pusty
widok na St.Tropez.
po powrocie robimy narade , to miejsce nie kojarzy sie nam nalepiej mielismy zostac kilka dni , ale decydujemy sie jutro zwijac manatki , nie jest fajnie .Mnostwo ludzi , takie pasztety laza ze az oczy bola od patrzenia ,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz