23 lutego 2017

Tak dzien za dniem mija , Antonio nie chce mnie dalej puscic jechac , ciagle gadaja ze mam jeszcze czas ,

a ja musze jechac do Faro Mloda odebrac


 wiec siedze na dupie i zwiedzam gorki , codziennie cos nowego







 jako ze miasteczko ma ze 20 uliczek to wszystkie znam juz na pamiec , powoli zaczynaja sie espaniery mi klaniac

mysla ze jakisik nowy nabywca sie wprowadzil





 tak se my stali , ale zaplanowali jakiegos gorskiego maratona i trza bylo opuscic ulice , przenioslem sie w botanike kolo pizzeri
za flaszke vina , moge stac




 no i zrobili , my odjechali bo start i meta u Antonio pod chalupa ,




 wszelakie sluzby przybyli , najechachlo sie mnostwo luda


 ooo wlasnie tej chalupy na wiosne jeszcze nie bylo , a teraz juz fasade robia






 a wiec dzialo sie , ale ze lalo jak z cebra my siedzieli w domu , widzielismy tylko tych przybiegajacych na mete , na te 13 kilosow po gorach to byli strasznie umazani blotem




po poludniu , koniec imprezy ,ale ja sie juz nie przestawialem , u Italienca przy pizzeri duzo spokojniej i zielono

Brak komentarzy: